Skocz do zawartości

tofik

Forumowicz
  • Liczba zawartości

    28
  • Rejestracja

  • Ostatnia wizyta

Zawartość dodana przez tofik

  1. Hehe, skoro tak łatwo zrobić wodę destylowaną, to po co ją kupujemy? Wystarczy sobie zrobić herbatkę! Podzielam zdanie Mangusty, z destylacją wody nie jest tak prosto. Woda demineralizowana, którą podlewamy nasze roślinki, powstaje przechodząc przez: -reaktor powolny-dodawane jest mleczko wapienne Ca/OH/2 i siarczan żelaza FeSO4 -filtr antracytowy -węgiel aktywowany i żwir -kationit ( podstawowy / buforowany )-regenerowany kwasem solnym -anionit ( słaby / mocny ) - regenerowany ługiem sodowym (Tomek, google in use ) Mariusz, nie sądzę aby oczyszczając wodę "metodą czajnikową" (btw fajna nazwa ) udało się uzyskać ciecz o jakości choćby zbliżonej do kupowanej przez nas destylki. Wątpię, aby destylując domowym sposobem udało się usunąć wszystkie produkty chlorowania wody. Niektóre związki aromatyczne np. ropopochodne związki chloru, które mają niższy punkt wrzenia od wody, przechodzą z parą do wody oczyszczonej. W ten sposób nie pozbywamy się szkodliwych związków... A one też pewnie szkodzą roślinom, nie przyzwyczajonym w naturze do podlewania ich całym tym naszym wodociągowym syfem. Następnym razem postaram się pisać bardziej konkretnie, bo widzę że moje niefortunne "składniki mineralne" wywołały... burzę w szklance wody ::
  2. Nie jest to takie proste jak się wydaje, w "międzyczasie" trzeba jeszcze ze skroplonej pary wodnej wyizolować składniki mineralne... Aby destylacja w ogóle miała miejsce, skład pary musi być różny od składu cieczy. Jednym słowem domowe skraplanie pary z czajnika daje tyle samo co mrożenie i odmrażanie wody.
  3. tofik

    Rośliny W Dużych Sklepach

    Wczoraj wpadłam do LeroyMerlin w Arkadii... :'( Panie Łukaszu, co z tą umową o której Pan pisał z miesiąc temu? Jedyna nadzieja w Nepenti, bo to co się wyrabia z roślinami w marketach to tragedia! Muchołówki, powciskane między inne rośliny, oczywiście suchusieńkie jak pieprz i z czerniejącymi pułapkami (których i tak miały niewiele), rosiczki... przy kasie! Ustawione przy kasie, jak gumy do żucia! Ludzie, one nawet nie były zielone, tylko żółte! Torf aż się pylił, taki był suchy... Człowiek dba o te swoje roślinki, doświetla, martwi się... i potem widzi coś takiego... serce się ściska! Jak rośliny owadożerne mają być popularne, skoro ludzie kojarzą je tylko z tymi nieszczęściami z supermarketów?! Nie rozumiem, po co takie sklepy jak OBI, LM czy inne Castoramy w ogóle zajmują się sprzedażą roślin owadożernych, skoro nie mają o nich zielonego pojęcia! Czy w sklepach zoologicznych sprzedają zagłodzone chomiki, okaleczone króliczki albo zamarznięte gekony? Jeżeli nie wiedzą, jakie warunki im zapewnić, niech nie zajmują się ich dystrybucją... proste. Bo czy to im się w ogóle opłaca? Kto kupi roślinę w takim stanie? Tylko my... Żadnego klienta, który o owadojadkach wcześniej nie słyszał, nie zachęci rozpoczynanie hodowli od zakupu padniętej rosiczki... Nie kupujmy tych roślin, choćby nie wiem co. Może jak zobaczą, że nie ma na nie popytu, przestaną je sprowadzać? Jeśli nie sprzeda się partia muchołówek, może nie sprowadzą następnej? Jedyna nadzieja w Nepenti i w ich rozmowach z tymi mordercami. Piękne, zdrowe rośliny z Nepenti w marketach byłyby znakomitym sposobem na promocję firmy, o której niestety tak naprawdę wie niewielu śmiertelników...
×
×
  • Dodaj nową pozycję...

Powiadomienie o plikach cookie

Umieściliśmy na Twoim urządzeniu pliki cookie, aby pomóc Ci usprawnić przeglądanie strony. Możesz dostosować ustawienia plików cookie, w przeciwnym wypadku zakładamy, że wyrażasz na to zgodę.