-
Liczba zawartości
971 -
Rejestracja
-
Ostatnia wizyta
Typ zawartości
Profile
Forum
Kalendarz
Gallery
Odpowiedzi dodane przez Ptaah
-
-
To teraz moja kolej. W poszczególnych regionach kraju temperatury mogą się drastycznie różnić, stąd trudno traktować własne doświadczenia jako w pełni miarodajne. Poza tym każda zima jest inna, a te z ostatnich lat są coraz mniej bezpieczne dla roślin z racji ich nieprzewidywalności. Wskazałem ponadto, że są gatunki / klony / krzyżówki kapturnic lepiej znoszące niskie temperatury, inne - gorzej. Ale takie rzeczy wychodzą raczej "w praniu".
Czy stratę jednej rośliny z dziesięciu można nazwać sukcesem, czy raczej porażką? Jest to na pewno sprawa indywidualna. Ja również swego czasu zimowałem kapturnice na dworze, jednak z wyboru. Chciałem po prostu uniknąć przenoszenia całej ferajny do pomieszczenia i doglądania jej tam przez pół roku. Przy świetnej izolacji straty jednak były, w granicach właśnie 10% jak u Ciebie, lub nieco mniej. Pozornie nic takiego, ale straciłem m.in. kilka klonów S. leucophylla var. alba, których prędko nie odzyskam z racji braku ich dostępności w sklepach. Dla mnie to zatem żaden sukces. Jeśli mam więc wybór to nie będę zimował kapturnic na zewnątrz, a i też każdemu to odradzę.
-
Ja w tym roku zimowałem na balkonie. Przestały całą zimę bez podlewania. Temperatury były dość srogie, bo spadało w okolice -20, wtedy przykrywałem i owijałem skrzynię dość grubym kocem, bez żadnych dodatkowych udziwnień. Na wiosnę stwierdziłem 1 zgon z około 10 - początkowo wypuściła kilka liści które były dość zdeformowane, po czym uschła.
Nie bardzo rozumiem jaki wniosek należy wyciągnąć z tej wypowiedzi. Czy zatem warto Twoim zdaniem zimować kapturnice na dworze, czy też nie?
-
Nie mogę się zgodzić jakoby zimowanie kapturnic na dworze było najlepszym, a tym bardziej najbezpieczniejszym rozwiązaniem. Nie wszystkie gatunki (krzyżówki, klony itd.) są równie odporne na mróz, a i pogoda ostatnimi laty jest w stanie spłatać takiego figla, że nawet "zwykłe" rośliny ogrodowe rosnące w gruncie i stosownie okrywane są w stanie pożegnać się z życiem (vide: skoki temperaturowe ostatniej zimy do +15 stopni i spadki do -15). Jakiego należałoby użyć zabezpieczenia aby uchronić kapturnice przed czymś takim jeśli, dla przykładu, nasze rodzime drzewa u kolegi szkółkarza masowo pomarzły kilka miesięcy temu?
Propozycja przytoczona przez killera wydaje mi się najrozsądniejsza z punktu widzenia jego możliwości.
-
Przyglądałem się moim S. oreophila dla porównania, ale wszystkie są aktualnie w fazie letnich liści - te pułapkowe pousychały. Pamiętając jednak ich wygląd, to żadna z roślin nie prezentuje tak silnego użyłowania jak rośliny z książki Iglacego. Też chętnie "przytuliłbym się' do jednej z takich kapturnic
-
Wydaje mi się, że przemianowanie nieswoich klonów na własną rękę jest złym pomysłem mogącym wywołać spore zamieszanie. Inna nazwa swoją drogą nic nie zmieni. Poza tym żeby spróbować poprawnie sklasyfikować roślinę, należałoby szczegółowo przeanalizować botaniczne opisy obu odmian i wyciągnąć stosowne wnioski. Tutaj w moim odczuciu sprawa ma się podobnie jak w przypadku S. flava var. flava i var. ornata. Na ile musi być silne użyłowanie u rośliny aby ta "przestała być" var. flava, a "zaczęła" var. ornata? To nie jest bowiem tak, że S. oreophila var. oreophila nie posiada użyłowania i to odróżnia ją od drugiej odmiany tego gatunku. Jeśli znajdę książkę Redfernu "Sarraceniaceae of North America" i czas pozwoli, to z chęcią poczytam o tym jakże interesującym gatunku kapturnicy. Na ten moment posiadam kilka jego klonów, m.in. Sand Mountain od Carnisany oraz S. oreophila var. oreophila MK O21. Poza sporymi gabarytami O21 (jest to istny gigant) w żaden sposób nie odstaje użyłowaniem od klonu Carnisany. Podobnie niespecjalnie wyróżnia się roślina od Christiana Kleina o nazwie {S. oreophila "Heavy Veined", Sand Mountain, Alabama, 40 cm, hardy very tall pitchers, many veins}. Najładniejszym obecnie klonem, który posiadam, jest "Heavy veined, purple throat" - coś na kształt egzemplarza zaprezentowanego na zdjęciach capensi.
Nadmienię jeszcze, że nie miałem okazji ujrzeć na zdjęciach (czy to na forach, czy FB) solidnie użyłowanej S. oreophila var. ornata - o ile którejkolwiek z nich można by przypisać tę nazwę odmianową. Rośliny przedstawione w przytoczonej książce Redfernu są w moich oczach oszałamiające i niepowtarzalne.
-
Bardzo wszystko dorodne, a moją uwagę, podobnie jak Iglacego, przykuła S. purpurea (Marl Bog). Ta jednak jest w drodze do mnie od Pawianusa, więc stwierdzam, że dokonałem trafnego wyboru
Również posiadam wspomniany klon S. oreophila (Sand Mountain), jednak na dobrą sprawę nie wyróżnia się on spośród innych klonów tego gatunku. Spodziewałem się, że użyłowanie będzie szczególnie silne. Może potrzeba na to więcej czasu?
Z powodu konieczności wietrzenia mojej szklarni większa ilość owadów poodwiedzała w pewnym momencie kapturnice i inne rośliny, włącznie z całymi chmarami motyli. Te zwierzątka wolałbym akurat oszczędzić
Jeden biedny motyl złapany nawet został przez D. sesilifolia!
-
Jasne, jestem otwarty na wszelkie propozycje wymiany, nawet jeśli w grę wchodziłyby krzyżówki, bo wielu z nich parę lat temu pozbyłem się, a mógłbym na powrót je mieć
Mnie w czystych gatunkach bardzo podoba się ich sezonowość, której zwykle nie uświadczymy w przypadku krzyżówek będących mieszaniną rodziców. I tak S. flava najpiękniejsze i największe liście wyda wiosną, S. leucophylla, S. alata i S. rubra - jesienią. S. oreophila latem potraci dorodne kaptury, a wykształci fylodia, a z kolei S. purpurea i S. psittacina trzymać będą jednakowy standard
-
U jedej ale na nastepny dzien zauwazylam ze Jak mucha chodzila po Plapce to zbyt powoli sie zamknela i mucha zdarzyla uciec a nastepna wogole nie reagowala wiec wychodzi na to ze 3 Plaapki juz nie Reaguja jak powinne. Mam dwie mucholapki jedno Moja super dynamicznie Lapie owady a wlasnie ta mucholapka Co nie Reaguje wzielam od znajomego
Brak szybkiej reakcji na podrażnienie włosków czuciowych może mieć związek z różnymi czynnikami, jednak niekoniecznie musi świadczyć o złej kondycji rośliny. Zdjęcie muchołówki być może wiele powiedziałoby.
Proponuję jednak w miejsce zamartwiania się błahostkami solidnie popracować nad ortografią i interpunkcją, bo ta pozostawia wiele do życzenia.
Poniżej przykład sprawnej muchołapki, nie reagującej jednak samodzielnie na obecność owadów:
-
Dzięki.
Kaptury są jeszcze trochę pofalowane, te naprawdę okazałe pojawiają się zwykle na przełomie sierpnia/września - nie wiem, czy to reguła, ale w poprzednich latach tak właśnie było. Na czyste gatunki, mam nadzieję, przyjdzie czas w przyszłym roku - trafiłyby do jednej donicy, a krzyżówki pozostałyby w obecnych. Musiałbym pewnie popytać na forum, czy ktoś nie ma egzemplarzy na sprzedaż, bo w internetowych sklepach jak Roraima raczej nie ma co szukać ,,czystych roślin".
Dosyłam kolejną porcję zdjęć:
Na pierwszym planie po prawej powinna być Sarracenia 'Juthatip Soper'. Obok przyplątana skądś krzyżówka S. leucophylla. Co do tych z dalszego planu - podczas przesadzania pogubiłem oznaczenia, więc zrobię więcej zdjęć i podpytam w dziale identyfikacji. Po ziemi ciągnie się z wolna urocza S. psittacina.
Na koniec Nepenthes maxima x ventricosa, jeden z mojej miniaturowej kolekcji 4 dzbaneczników - nie licząc piątej hookeriany, która za nic w świecie od roku nie chce rosnąć.
Tu na forum na pewno nie będziesz miał problemu z zakupieniem niedrogich czystych gatunków kapturnic. Ja sam mam sporo średnich i dorosłych sadzonek kilku odmian S. flava, S. leucophylla, S. oreophila, które od dłuższego czasu oferuję na wymianę, jednak bezskutecznie. Prawdopodobnie jesienią lub późną zimą część z tych roślin po prostu sprzedam aby zwolnić miejsce dla kolejnych.
Iglacy ma po części rację w kwestii krzyżówek, ale w mojej opinii te marketowe do efektownych w większości nie należą, a kultywary pokroju 'Leah Wilkerson' czy 'Adrian Slack' potrzebują specyficznych warunków aby dobrze wyglądały.
-
Podrażnione zostały włoski w pułapce, przynajmniej 3 razy?
Dwukrotne podrażnienie powinno wystarczyć.
@Alexandra199 Czy problem niezamykania się pułapek występuje u wszystkich liści muchołówki czy tylko u jednego?
-
Zarówno kapturnice jak i muchołówki prezentują się znakomicie. Zachęcam do skompletowania czystych gatunków kapturnic, bo w moim uznaniu nie ustępują urodą krzyżówkom.
-
Szanowny nieznajomy, to nie my z Maksem rozpoczęliśmy mało przyjemną retorykę, a Ty, zarzucając nam noszenie się jakobyśmy pozjadali wszystkie rozumy. My mamy pewne doświadczenie w uprawie roślin mięsożernych poparte choćby fotografiami naszych roślin, kilkuletnią aktywnością oraz wieloma postami na forum. Ty w naszych oczach jesteś znikąd, próbując ustawić nas w szeregu. Brak wiedzy praktycznej w momencie gdy początek mojego hobby sięga lat 90-tych? Nie czuję się zobowiązany ani tego udowadniać, ani przedstawiać szczegółowej dokumentacji fotograficznej mojej szklarni czy czegokolwiek innego na poparcie słów, że muchołówka w pełnym słońcu ma się świetnie. Wskazanie, że trudnię się również produkcją muchołówek miało tylko i wyłącznie na celu zobrazowanie ilości posiadanych przeze mnie roślin, a zatem miarodajnych obserwacji z nimi związanych na przestrzeni lat. Zrobiła się z tego wyliczanka ile jeszcze osób w Polsce prowadzi szkółkarstwa. Chyba nie o to chodziło?
Nie mam niestety ani czasu ani nerwów aby ustosunkować się do Twoich wszystkich filozoficznych wywodów, poza tym miejsce na offtopy jest w dziale Pub, nie w tematach gdy ludzie oczekują szybkiej i zwięzłej odpowiedzi na zaistniały problem. Będąc więc w temacie opiszę warunki w jednym z pomieszczeń uprawowych - wspomnianej wcześniej szklarni. Jest to stara konstrukcja z niemal niesprawnym mechanizmem wentylacyjnym, z betonowymi ławami oraz białą, tynkowaną ścianą wzdłuż jednego boku. Konstrukcja kryta najzwyklejszym szkłem 4mm grubości. Kilkaset muchołówek ustawionych jest właśnie bezpośrednio przy tej ścianie. Pełna operacja słoneczna od godzin rannych do wieczornych, temperatura nie mierzona, jednak ze względu na brak cieniowania / wapnowania szyb oraz minimalne odprowadzanie gorącego powietrza jest tam w ciepłe dni nie do zniesienia. Warunki uprawowe w szklarni dalekie są od optymalnych, jednak na chwilę obecną nie mam alternatywy. Dzięki temu posiadam muchołówkowy poligon doświadczalny, a rośliny od kilku lat rosną i wybarwiają się znakomicie. Jakim zatem porównaniem jest otwarty balkon do piekarnika, jakim jest szklarnia? Rośliny, jeśli miałyby umrzeć, zrobiłyby to od zbyt wysokiej temperatury - nie intensywności oświetlenia.
A zatem powtarzam - zalecam pozostawienie muchołówki na pełnym słońcu, z zachowaniem innych parametrów uprawowych na optymalnym dla rośliny poziomie.
-
Sheenigame przede wszystkim bądź bardziej kreatywna. Jeśli czujesz, że coś jest nie tak, to pomyśl nad własnym rozwiązaniem.
A wcale przy tym umysłem, gór przenosić nie trzeba. Wystarczą proste rozwiązania. Pomyśl jak rozproszyć słońce i tyle.
Zauważ że w środku upalnego lata, w każdym zewnętrznym sklepie z sadzonkami, targu z roślinami, sprzedawcy zakładają nad roślinami siatki, plandeki, które nieco rozpraszają promieniowanie słoneczne. Podobnie jest przy uprawach w szklarniach. Jeśli słońce praży, to większość światłolubnych roślin ozdobnych lepiej sobie radzi w pełnym, ale i nieco stłumionym słońcu. Szczególnie jeśli ma bezpośredni dostęp do promieni słonecznych kilkanaście godzin na dobę.
A tworzenie kilku takich samych tematów jest zbędne i zaśmieca forum. Nikt się w tym nie połapie.
A co do osób odpowiadających na temat.
Czytając Wasze posty starzy wyjadacze, odnoszę wrażenie że pozjadaliście wszystkie możliwe rozumy. A z tego względu, że to co napisaliście nie ma żadnej wiedzy praktycznej. To tylko zdanie na odczepne, ''zostaw na dworze''.
A ten temat założyła osoba ''zielona'', niedoświadczona i to być może w hodowli jakichkolwiek roślin. Bez wyczucia w podlewaniu i innych aspektach uprawy.
To teraz, załóżmy że za tydzień przyjdą upały 36 st w cieniu. A koleżanka sobie praży roślinkę 14 godzin na dobę. Doradźcie jej aby postawiła ekrany odblaskowe, żeby jeszcze więcej słońca trafiało do rośliny. Co tam, niech nawet dom podpali. Słońce jest git.
Tylko że...
- hodowla, to działania mające na celu zoptymalizowanie warunków życia rośliny.
- rolnicy w całej UE mają straty w uprawach przez susze, która jest wywołana tak silną aktywnością słoneczną.
- nie wiadomo jakiej kondycji i jakiego pochodzenia jest roślina. Może to odporna sztuka, może dzika, która i ogień przetrwa, a może była hodowana pod lampami, lub w lekkich warunkach, jak np. invitro, a takie przyzwyczajanie jej od razu do tak mocnego słońca będzie roślinę słono kosztować.
- ile razy sami pisaliście tutaj na forum, jak zajechaliście swoje rośliny na słońcu, nie licząc juz nawet innych aspektów uprawy jak np. zimowanie. A zaglądam tutaj już lata i masę Waszych postów przeczytałem.
- roślina do wzrostu potrzebuje czasu i energii, wiec męczenie jej czymkolwiek, choćby słońcem, nie sprawi że wyrośnie wam super piękny okaz. Raczej będzie wyglądała jak weteran z dziczy, poszarpany, popalony, ale zahartowany.
- Nowe liście nie będą żaroodporne. Również zostaną popalone. A odporniejsze na działanie słońca, to pojawia się później.
- Czytając zagraniczne fora, blogi hodowców, odniosłem wrażenie że właśnie Muchołówka amerykańska lepiej rośnie w lekko przytłumionym żarzącym słońcu, gdy jest narażona na nie całodobowo. Pamiętam ludzie pisali nawet choćby o firankach i tłumaczyli coś w stylu że to nie jest wysokie drzewo, tylko roślina rosnąca przy gruncie, walcząca o promienie z innymi roślinami, choćby trawą, która rzutuje paskowy cień. Także gleba w naturze nie jest płaska, ma dołki i górki.
Aha, sorry za mocne słowa. Ale to co jest oczywiste dla obeznanych i mających wprawę, wcale oczywiste nie musi być dla tych początkujących.
Susza będąca efektem aktywności słonecznej? A może brakiem deszczu?
Jeszcze tego brakowało aby użytkowniczce Sheenigame ktoś taki jak Ty robił wodę z mózgu. Kilkoro z nas zaleciło jej aby pozostawiła muchołówkę w pełnym słońcu, tym bardziej jak sama zauważyła, że najmłodsze i wyrastające liście mają się dobrze. Muchołówka nie stoi w niewentylowanej szklarni, więc nic złego z tej strony jej nie spotka. Czy poza wiedzą teoretyczną posiadasz jakieś doświadczenie w kwestii uprawy i wymagań muchołówek? Tak się składa, że produkuję muchołówki i mam ich znaczne ilości, z czego większość trzymam w ledwo wentylowanej szklarni, będącej w pełnym słońcu od rana do wieczora w okresie letnim. Chyba nie muszę opisywać w jakiej są kondycji?
Gdyby pełne słońce było zgubne dla roślin to wszystko, co rośnie u nas na otwartej przestrzeni byłoby popalone - na łąkach, w ogrodach itd. Jasne, że muchołówki w naturze rosną nieco przysłonięte otaczającą roślinnością, czy jednak cokolwiek ten fakt zmienia skoro i w pełnym słońcu radzą sobie wyśmienicie?
-
Witam. Moja muchołówka została przypieczona przez słoneczko. Zrobiłam głupotę, wystawiając ją z zacienionego miejsca na pełne, bezpośrednie słońce, panowała tam temperatura powyżej 40C°. Na poczatku nie wiedziałam skad te brązowe plamy i dalej tam siedziała. Wczoraj było już na prawdę źle, większość pułapek wyschło, a liście zrobiły się brązowe, jak nie czarne. Niektorym udało się przetrwać bez obrażeń, szczególnie tym mlodziutkim, wiec nie jest najgorzej. Roślina stoi teraz wewnątrz, przy oknie balkonowym, żeby jednak słońce miala. Cale zeschle pułapki poodrywałam, wszystko co choć trochę zielone zostawiłam, jak zeschną, dopiero się ich pozbędę. Co mogę zrobić, żeby mucholowka "wróciła do życia "? Do tego rozwijające się liście trochę zastopowaly z rosnieciem. Cz wszystko wróci do normy?
Wypowiedziałem się w kwestii poparzenia liści w innym z Twoich postów. Nie widzę potrzeby stwarzania nowego tematu.
-
Więc tak. Doszłam do tego, że moja roślinka doznała poparzenia słonecznego. Rzeczywiście, zrobilam straszną głupotę, wystawiając ją odrazu z parapetu bezpośrednio na pelne słońce, zamiast jej przyzwyczajać. Stoi teraz znów na parapecie, na razie nie ma tam zbyt słońca, jak trochę "ostygnie" zastanowię się, gdzie ją dać, żeby miała odpowiednie naświetlenie. Dzisiaj jadę zakupić wodę destylowaną, tym samym odstawię juz przegotowaną w kąt, powinno być lepiej. Poczekam aż poparzone pułapki i liście odpadną. Nowe są juz w drodze, więc powinno być w porządku. Mam nadzieję.
Co się miało poparzyć to się poparzyło. Jaki jest sens chowania teraz rośliny ze słońca i rozpoczynanie całego procesu od nowa?
-
Cześć
jeśli tylko uda się zamówić coś ciekawego to z chęcią piszę się na wspólne zamówienie. Ogólnie radzę sobie z nimi na dowód czego postaram się dodać zdjęcie. Jednak czy jesteś pewny, że fakt hodowli in vitro niweluje konieczność zdobycia pozwolenia adekwatnego dla roślin objętych CITES? Z informacji których mi udzielono wynika coś innego ale może co urzędnik, to inny stan prawny
i obyś Ty miał rację.
Pozdrawiam
O, i już widzimy w czyje ręce powędrują storczyki
Gratuluję kolekcji, Konradzie. Rośliny są w świetnej kodycji.
-
Wszystko w jak najlepszym porządku, podlewaj i wystawiaj na słońce żeby się ładnie wybarwiła. Roślinka za jakiś czas dojdzie do siebie po przesadzeniu.
Nie wystawiaj a WYSTAW na słońce. Nie znajduję powodu dla jakiego muchołówki miałyby kilka razy dziennie zmieniać miejsce pobytu. Słyszeliście kiedyś o zwrocie "zagłaskać na śmierć"?
-
Fenomenalne storczyki - szczególnie urzekł mnie Macodes petola, który to w Polsce jest dostępny w sprzedaży, podobnie jak dość pospolita Ludisia discolor. Tę drugą roślinę uprawiałem w warunkach parapetowych z sukcesem przez kilka kolejnych lat. Storczyki są wspaniałą i różnorodną grupą roślin, jednak lata temu zrezygnowałem z ich kolekcjonowania, bo jest ich po prostu za dużo aby się nasycić, tym bardziej w domu miejsca brak z racji ważniejszego dla mnie hobby jakim są rośliny mięsożerne. Skupiłem się zatem na storczykach klimatu umiarkowanego, które przez cały rok trzymam na zewnątrz (ewentualnie zimując niektóre egzemplarze z temp. powyżej zera) i przestrzeń mnie nie ogranicza. Doświadczenie w uprawie wszelkich roślin mam jednak spore i jeśli nie znajdziesz forumowicza nadającego się ode mnie lepiej do utrzymania tych jakże wymagających storczyków (choćby z racji ich blisko zerowej popularności), to chętnie się z nimi zmierzę
-
Piękne tłustosze - w szczególności P. gypsicola! Szkoda, że tak mała ilość forumowiczów uprawia tłustosze, bo rośliny te zasługują na znacznie większe uznanie.
Co do P. calderoniae, to mam ze swoją rośliną podobną sytuację z tą różnicą, że mam ją od zaledwie kilku miesięcy i sporo mieszałem jeśli chodzi o warunki. Jeśli dogrzebię się do tłustoszowej książki to poczytam o tym gatunku - być może wymaga on szczególnego potraktowania w pewnym momencie w roku.
-
Po części masz rację, ale nie do końca, niektóre kultywary mają tak charakterystyczne cechy że nie sposób ich nie rozpoznać nawet przy pomylonych etykietach.
Skoro zatem tak twierdzisz to dlaczego nie jesteś w stanie rozpoznać tych roślin o "tak charakterystycznych cechach"? Ja mam blisko setkę muchołówkowych klonów i kultywarów i ani jednej z zaprezentowanych przez Ciebie roślin nie odważę się próbować identyfikować. Każdej niepewnej rośliny albo się pozbywam, albo trzymam pod nazwą gatunkową / rodzajową. Nie zgaduję.
-
A w tytule tematu babol. Czytając go nie mogłem dojść o jakiego "lodzila" chodzi. Lodzillę?
-
Jeśli etykiety przepadły to wraz z nimi przepadła możliwość nazywania którejkolwiek z tych muchołówek w jakikolwiek inny sposób niż po prostu nazwą gatunkową.
-
Mam blade pojęcie na temat kaktusów, ale przewężenia mogą być związane z porą roku - zimą kaktus ma uboższy przyrost, stąd przewężenie. Kojarzę zalecenia dot. uprawy kaktusów mówiące, że te powinny być zimą przechowywane w niskiej temperaturze bez kropli wody. Takie traktowanie nie pozwoliłoby na zimowy przyrost pędów.
-
Nie, nie zapylałem w tym roku kapturnic. Cud, że znajduję od święta trochę czasu na wykonanie kilku zdjęć
Tegoroczne plany roślinne (przesadzanie, podziały, sadzonki) wykonane zostały w 50%.
Zimowanie kapturnic.
w Kapturnica
Napisano
Niestety nigdzie nie wynotowałem roślin, które nie przetrwały zimy. Trudno mi tym samym wskazać czy krzyżówki charakteryzowały się większą przeżywalnością od czystych gatunków. Wydaje mi się poza tym, że miarodajny wynik dałaby jedynie próba ze znacznie większą ilością kapturnic i przynajmniej po kilka egzemplarzy z każdego klonu. Na chwilę obecną najbardziej utkwiła mi w pamięci strata wspomnianych S. leucophylla var. alba. Poza tym kojarzę, że zginęło kilka roślin S. alata (m.in. bodajże 2 klony var. nigropurpurea), któreś podgatunki S. rubra oraz krzyżówki S. leucophylla. Ogólnie większość czystych S. leucophylla miała się po zimie bardzo źle i potrzebowała całego sezonu aby się w jakimś stopniu odbudować.